Polubienia: 201,Film użytkownika Karolina Moja Walka z Rakiem (@karolinawalkazrakiem) na TikToku: „Z mężem.. ♥️💪 #wakacje #summer #love #life #sun”.You Never Can Tell - Chuck Berry. Wiara w wygraną z rakiem Jelisejowa mówi, że zdarzają się skrajne sytuacje, w których pomoc medyczna spóźniła się lub wyczerpała swe możliwości. Daje się to do zrozumienia naszym rodzinom lub nam. – Każdy onkolog z pierwszej linii frontu szybko dochodzi do wniosku, że najlepszym sposobem walki z rakiem jest profilaktyka – mówił niedawno w wywiadzie. Medycyna zbyt dużo czasu poświęca pojedynczym komórkom i zbyt mocno wierzy w indywidualne testy, zamiast badać całe systemy i analizować interakcje zachodzące w ludzkich cash. Nie ma takich słów, które wyrażą ból tego co się stało: mimo długiej walki Przemek odszedł. Pozostanie na zawsze w serach tych, którzy go tak bardzo kochają. Dziękujemy wszystkim za pomoc w jego leczeniu. Dzięki Wam dłużej był razem z kochającą rodziną. Historia Przemka: 32 lata na tym świecie. To dużo czy mało? Dla mnie za mało, aby zrealizować marzenia, bo choroba zabrała mi już 10 lat życia. Początkowa diagnoza postawiona w 2007 roku nie brzmiała groźnie: osteoblastoma (kostniak zarodkowy) lewej kości udowej. Miałem wtedy 22 lata i studiowałem prawo. Okazało się, że to rzadka choroba – rodzaj nowotworu niezłośliwego. Od tego momentu zaczęła się moja wędrówka po szpitalach – za każdym razem z nadzieją, że to już ostatni pobyt. Po pierwszej operacji w Warszawie w 2008 r. wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Jednak po 3 latach nastąpił nawrót choroby. Znowu ból i nieprzespane noce. Potem były kolejne badania, radioterapia i znowu nawrót i kolejne operacje lewej nogi, po których musiałem uczyć się chodzić. Lekarze zaczęli już mówić o agresywnej postaci kostniaka (osteoid osteoma), który odnawiał się pomimo wycięcia dużego fragmentu kości udowej i zastąpienia go implantem. Wierzyłem, że ból i pot wylany w trakcie rehabilitacji nie pójdą na marne, że znowu będę zdrowy i sprawny. Początkowo tak było po ostatniej operacji w lutym 2017 r. w szpitalu w Szczecinie, gdzie praktycznie cała kość udowa została zastąpiona implantem. Tym razem kostniak nie czekał długo – ujawnił się w postaci przerzutu do płuc już jako mięsak kostnawy czyli nowotwór złośliwy (osteosarkoma). To był szok dla mnie i moich bliskich, ale trwał krótko. Wsparciem okazali się dla nas przyjaciele, którzy byli z nami, pomagali i nadal pomagają. Teraz jestem po trzech chemioterapiach. W grudniu mam zaplanowane kontrolne badanie tomografii komputerowej. Nie załamałem się. W czasie tych 10 lat życia z kostniakiem skończyłem prawo i zacząłem pracę jako asystent sędziego. Czekałem cierpliwie, aby móc zatańczyć na własnym weselu i chociaż moja lewa noga nadal nie chce się zginać w kolanie, to nie dam za wygraną. Mam w perspektywie leczenie w klinice „Charie” w Berlinie, ale jest ono bardzo kosztowne. Jedna wizyta konsultacyjna kosztuje ok. 600 Euro czyli więcej niż wynosi mój zasiłek rehabilitacyjny, a to dopiero początek wydatków, związanych z badaniami i pobytem w szpitalu, które mogą oscylować wokół kwoty 200 000 złotych. Gdyby ktoś z Was zechciał mi pomóc, miałby zapisany na swoim koncie dobry uczynek, a mnie uczyniłby szczęśliwym, dając mi szansę na dalsze leczenie. W mojej chorobie chodzi o czas. Każdy miesiąc życia jest ważny, bo postęp medycyny stwarza szansę na wynalezienie skutecznego leku. Nadzieja i wiara czynią cuda i ja wierzę w taki cud. Muszę. Przemek. Ps. Jeżeli z jakiegokolwiek powodu zgromadzona kwota nie zostanie przeze mnie wykorzystana, to będzie przekazana na leczenie innej potrzebującej osoby. AKTUALIZACJA: Dziękuję wszystkim, którzy odpowiedzieli na mój apel o pomoc który został umieszczony na stronie internetowej Fundacji „Kawałek Nieba” w grudniu 2017 roku. Dzięki Wam przekonałem się, jak wielu osobom nie jest obojętny mój los. Wasze zainteresowanie i wsparcie finansowe pomogło mi w trudnych chwilach, których nie brakowało w czasie kolejnych miesięcy mojej walki z rakiem. Przekazane przez Was środki umożliwiły mi pokrycie kosztów rehabilitacji i bardzo kosztownej suplementacji, a także wizyty w Klinice „Charite” w Berlinie, która miała miejsce w styczniu 2018 roku. Niestety, do chwili obecnej nie zaproponowano mi tam żadnego konkretnego leczenia, pomimo dostarczenia niezbędnej dokumentacji wraz ze wszystkimi wynikami badań. Zwołanie konsylium do oceny mojego przypadku pozostało jedynie obietnicą z ich strony. Jak dotąd, nie powiodły się też próby zakwalifikowania mnie do leczenia eksperymentalnego w Oslo lub w Bolonii. Okazuje się, że Norwegowie nie chcą rekrutować nikogo spoza swojego kraju, a Włosi pozorują otwartość na inne terapie, ale w ostateczności proponują leczenie standardowe. I gdzie jest ta Wspólna Europa? Tymczasem ja nie mam czasu do stracenia. Chemioterapia spowodowała wprawdzie u mnie zahamowanie rozwoju zmian nowotworowych, ale tylko na 4 miesiące. Cena była ogromna – utrata apetytu i skrajne wyniszczenie organizmu, objawiające się m. in. pogorszeniem wyników badań krwi, całkowitą utratą tkanki tłuszczowej i osłabieniem. Mimo jednak początkowej euforii badanie CT, wykonane pod koniec czerwca przyniosło niepomyślne wieści. Zmiany nowotworowe nieznacznie się powiększyły. W połowie lipca zaaplikowano mi kolejną chemię, po której całkowicie opadłem z sił. Tym razem było gorzej niż poprzednio. Pomimo tego codziennie rano wstaje z łóżka i chodzę na zajęcia albo praktyki w ramach aplikacji prokuratorskiej, bo przecież o tym zawsze marzyłem. Poza tym kilka razy w tygodniu rehabilitacja i w efekcie bolesne prostowanie skrzywionego kręgosłupa. W maju b. r. podjąłem też leczenie metodami alternatywnymi, po uprzednim przeprowadzeniu w RFN badań krwi na skuteczność określonych substancji zwalczających komórki nowotworowe. Trwało ono zbyt krótko, aby można było oczekiwać konkretnych efektów, ale mam nadzieję na jego kontynuację, jakkolwiek jest ono bardzo kosztowne. Dotychczasowa półtoramiesięczna terapia i badania to koszt ok. 15 tys. zł, jednak kwota ta to dopiero początek olbrzymich wydatków i długiej drogi leczenia tą metodą. Teraz znowu walczę, aby wrócić do normalności bo teraz moim zadaniem jest przede wszystkim nabierać sił przed kolejnym cyklem chemioterapii. Mimo ciągłej walki – w czerwcu zaręczyłem się. Moja narzeczona jest cały czas przy mnie. Cierpi, patrząc, jak ja cierpię, ale dzielnie to znosi. Rodzina i przyjaciele też pomagają mi jak mogą. Ciągle szukają nowych możliwości leczenia i korespondują w tej sprawie prawie z całym światem, za co WAM serdecznie dziękuje bo bez WAS sam na pewno bym sobie nie poradził!! Jeśli możecie, to proszę wszystkich o pomoc albowiem każde wspomożenie finansowe jest dla mnie olbrzymim wsparciem, które w całości przeznaczam na dalsze leczenie. Dlatego każda drobna kwota otrzymana od WAS, stanowi “cegiełkę” w olbrzymich wydatkach, których nie był bym nawet w części ponieść gdyby nie WASZA POMOC !!!! Podaruj Kawałek Nieba... W październiku 2019 roku zaczęłam walkę z rakiem piersi. Pół roku chemii, potem dwie operacje, radioterapia, nierefundowany lek uzupełniający kadcyla- to dużo "przygód" i wysiłku, zwłaszcza w czasach covidu. Dałam radę. Radość trwała raz kolejny muszę Was poprosić o pomoc. Jest to tym bardziej trudne, bo mocno wierzyłam w to, że pokonałam raka na dobre. Niestety, w ciągu dwóch miesięcy od zakończenia leczenia okazało się, że mam przerzuty. Rak wygoniony z piersi znalazł sobie miejsce w kościach i nie chce odpuścić. Wiemy, że gdyby nie kadcyla, mogłoby być gorzej. Nie zmienia to faktu, że jednak różowo nie jest. Zajęty jest kręgosłup, kości miednicy, kości udowe, kości klatki piersiowej i barku. Tempo i czas rozrostu są przerażajace, ale jest leczenie, i tego się chwilę obecną, za niecały miesiąc miałam wracać do mojej ukochanej pracy- do dzieci. Czy i kiedy wrócę- nie wiem. Szukamy z lekarzem najlepszego leczenia. Rak po raz kolejny w krótkim czasie skomplikował mi życie i plany :( Cały czas staram się myśleć pozytywnie, ale wizja kosztów leczenia spędza mi sen z powiek, dlatego zdecydowałam się prosić po raz kolejny o pomoc. Dzięki uzbieranym środkom będę mogła nie martwić się o dojazdy, faktury z apteki, konsultacje u lekarzy bądź dodatkowe koszty leczenia. Wiem, że proszę o dużo i wierzcie mi, nie jest mi z tym łatwo, ale moja wola życia jest silniejsza niż rak i jestem w stanie zrobić wszystko, by dziada zniszczyć. Z góry dziękuję za każdą pomoc!!! Codzienność z rakiem Codzienność z rakiem „Każdy dzień przeżyj tak jakby był twoim ostatnim.” Właśnie niedawno dotarło do mnie, że w mojej sytuacji jest to powiedzenie niezwykle realne. Czasem w natłoku dnia codziennego zapominam o tym, ale nie na długo. Cóż życie jest za krótkie. Myślę, że trzeba po prostu zapiąć pasy i dać się cieszyć tą jazdą […] Pokochać siebie- rok po diagnozie rak Właśnie dzisiaj myśląc o różnych rzeczach uświadomiłam sobie, że większość z nas żyje jakby na próbę. Robimy to czego się od nas chcemy coś zmienić, a tak naprawdę odkładamy to na później. Na bliżej nieokreśloną przyszłość. Chyba lepiej jest jednak funkcjonować bardziej świadomie. W zgodzie z innymi i samym sobą również. Myślę, że ze […]

moja walka z rakiem